Josep Maria Bartomeu był dzisiaj gościem programu „El món a RAC 1", w którym kolejny raz pytany był o sprawę transferu Neymara, pozew Jordiego Casesa i inne sprawy bieżące. „W Madrycie mają problem z zaakceptowaniem dominacji Barcelony", powiedział.
- Po pucharowym meczu z Levante powiedział mi, że tej nocy rezygnuje. Następnego dnia pojechałem do jego domu bardzo wcześnie, wziąłem ze sobą Xaviera Fausa i jednego z dyrektorów. Starałem się przekonać go, aby został, ale to było niemożliwe. Nie byliśmy świadomi jego niepokoju, jeśli chodzi o sytuację rodzinną, zrozumieliśmy jego decyzję o dymisji. Nie miałem żadnych wątpliwości, że w razie czego jego następcą miałbym być ja. Od samego początku mówił mi, że zgodnie z klubowym statutem to będę właśnie ja - mówił Bartomeu.
- Czy się tego spodziewałem? Prawda jest taka, że nie. Wybory w czerwcu? Nigdy się o tym nie mówiło, nie poruszono tego tematu. Jestem zachwycony, że spadła na mnie taka odpowiedzialność.
„Starają się zrobić nam krzywdę, ale to się jeszcze nie udało"
W Barcelonie nadal wrze. Tym razem Rosella i cały zarząd chce pozwać spółka MCM Group, która prowadzi już jeden spór z klubem. Bartomeu został zapytany, co sądzi o możliwym pozwie ze strony Conde. - Nic o tym nie wiemy, ale nie zdziwi nas już nic ze strony Madrytu. Widzimy nastawienie Madrytu do Barçy i myślę, że trochę kosztuje ich fakt, iż w ostatnich latach to Barça dominuje. Jeśli nie wygrywają na boisku, próbują wygrywać w biurach.
- W Barcelonie rządzą socios i to mi się podoba. Cases (pierwszy złożył pozew przeciwko Rosellowi - red.) ma pełne prawo, aby zrobić to, co zrobił. Właścicielami klubu są socios, to wielkość sołecznego klubu, jakim jest Barça. Nie chcę rozmawiać o tym, czy to samo stałoby się w Madrycie. Czy ktoś stoi za działaniami Casesa? Sądzę, że nie, ale jego działanie w sprawie Barçy, które miało miejsce w domu, między socios i nami, podchwycili w Madrycie i to wyniosło go bardzo wysoko.
Tam, w Madrycie, mają prokuratora, który nie wiemy, kim jest, to nie jest jeden z nas. Cases powinien był złożyć pozew tutaj, w Barcelonie. Chcieli wyrządzić nam krzywdę, ale im się nie udało.
Bartomeu zapytany został o to, czy jego zdaniem ujawnienie szczegółów transferu Neymara stworzy precedens, który spowoduje, że informacje na temat innych transakcji ujrzą światło dzienne. - Sądzę, że nie, myślę, że to odosobniony przypadek. Nie sądzę, iż to się powtórzy, każdy zawodnik ma swój kontrakt i ludzie nie muszą wiedzieć, ile zarabia. Oni nie chcą, aby to wiedzieli. Zubiemu i Puyolowi wytłumaczyliśmy, że możemy upublicznić dane umowy Neymara, ale że to nie zdarzy się ponownie.
- Plany w kwestii sportowej? Pierwszym tematem, jeśli chodzi o przedłużenie umowy, jest kontrakt Montoyi. Jesteśmy już na ostatniej prostej. Z Piqué też już rozmawialiśmy, musimy porozmawiać jeszcze z wieloma innymi.
„To była kwestia bezpieczeństwa rodziny Neymara"
Dlaczego minęło tyle czasu zanim ujawniono liczby dotyczące transferu Neymara? - Rodzice obawiają o swoje rodziny, bowiem żyją w Brazylii, a to jest niebezpieczny kraj. Jeśli Neymar byłby Francuzem, to by się nie stało. To była kwestia bezpieczeństwa jego rodziny.
- Koszt jego transferu to 57,1 mln euro. Reszta nie jest częścią transferu. Zakup Neymara pozwala nam przeprowadzić unikalną strategię biznesową w Brazylii. Teraz wykorzystujemy jego postać, aby pozyskać sponsorów, organizację różnych wydarzeń... Z tego powodu podpisaliśmy tę umowę z firmą jego rodziców, w której pracuje ponad 30 osób. To jest korzyść dla klubu.
- Trzeba podziękować Neymarowi, że wybrał nas, bo zarabia mniej niż zarabiałby w innych klubach - powiedział. Dodał, że pieniądze zapłacone rodzicom piłkarza nie podlegają opodatkowaniu w Hiszpanii, bowiem firma N&N ma siedzibę w Brazylii, tam zatrudnia pracowników i tam płaci podatki.
- Nie wytoczymy procesu Jordiemu Casesowi, bo nie on jest odpowiedzialny za to, co wyciekło do środowiska Madrytu. Chcemy dotrzeć do tych, którzy są za to odpowiedzialni, bo ze względu na te przecieki musieliśmy ujawnić kontrakt Neymara. Mamy dowody na to, kto to zrobił. Ktoś z samego klubu? Nie. Czy złożymy pozew? Jeśli dowody będą coraz bardziej wyraźne. Planujemy złożyć pozew przeciwko temu, kto przekazywał te informacje, a także przeciwko dziennikowi El Mundo - dodał.
„Messi nie jest na sprzedaż"
- Odejście Messiego? On nie jest na sprzedaż. Chcemy usiąść przy stole z jego ojcem i sprawić, że będzie najlepiej opłacanym zawodnikiem, bo jest najlepszym piłkarzem świata. To nie jest najpilniejszy temat, piłkarze skupiają się teraz na rozgrywkach. Poziom jego gry jest bardzo wysoki, tak jak to widzieliśmy wczoraj. Piłkarze chcą udowodnić, że są najlepsi. Messi jest oczywiście najlepiej opłacanym graczem w składzie.
„Rosell nigdy nie kłamał"
Padło również pytanie, dlaczego Rosell zrezygnował i jaka jest jego odpowiedzialność w sprawie Neymara. - Jego odpowiedzialnością jest dokonanie transferu. On był tym, który sprowadził Neymara. Nigdy nie chciał złamać swojego słowa, co już wyjaśnił. Rosell nigdy nie kłamał. Jego dymisja jest wynikiem różnych spraw, przyczyn, kwestii osobistych, Neymara... to złożona kwestia.
- W sądzie jest pozew przeciwko Rosellowi, nie przeciwko mnie czy klubowi. Jeśli sprawa się rozwinie, pan Rosell będzie musiał udać się do Madrytu i jeśli sędzia Ruz uzna, że pozew trzeba rozszerzyć na inne osoby, takie jak ja czy pan Faus, pojedziemy tam i wyjaśnimy im to samo, co wyjaśniliśmy socios.
Źródło: Mundo Deportivo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz