wtorek, 23 kwietnia 2013

Wywiad z Danim Alvesem

El País: Ile czasu spędzasz przed lustrem
przygotowując się do wyjścia z domu?
Dani Alves: Przygotowanie się nie zajmuje mi dużo czasu, ale wybranie ubrania tak. Jestem osobą, która bardzo dba o estetykę, lubię to. Zawsze interesowała mnie stylistyka, także wtedy kiedy miałem mniejsze możliwości, by o nią dbać, niż teraz.
"Lubię trudne wyzwania"
Jak układało się twoje piłkarskie życie w Juazeiro?
Problemy ekonomiczne, z którymi się wtedy borykaliśmy stymulowały naszą kreatywność. Jeśli nie byliśmy w stanie kupić piłki robiliśmy ją sami z worków na śmieci albo skarpet. Bramki robiło się z dwóch kamieni albo butów. To były dobre czasy.

Kto był twoim idolem w dzieciństwie?
To normalne, że dzieci lubią napastników. W końcu to oni strzelają bramki. Czasem idolami są też dziesiątki. Mój przypadek był specyficzny, ponieważ grając jako napastnik uwielbiałem Cafú. Grał w drużynie, której jestem kibicem (São Paulo). Podobał mi się jego styl gry. Kiedy usłyszałem jego historię i to, że pochodzi z biednej rodziny, jego osoba zafascynowała mnie jeszcze bardziej. Tak czasem układa się w życiu - ja również skończyłem jako boczny obrońca.

Biorąc pod uwagę twoją przeszłość na pozycji napastnika, czy koledzy często muszą krzyczeć na ciebie żebyś wrócił do obrony?
W naszej drużynie wspaniałą rzeczą jest szacunek. Wszyscy wiedzą co powinni robić i starają się wykonywać to jak najlepiej. Nikt nie musi nikomu o niczym przypominać.

Czy Piqué przejął dowodzenie formacją obronną?
Nie ma potrzeby personalizowania tej kwestii. Jesteśmy jedną drużyną. Jedynym, który nami dowodzi jest Míster. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma nasz klub, nie tylko na płaszczyźnie sportowej, ale także jako organizacja. Musimy wiedzieć gdzie są nasi koledzy na boisku i jak najwydajniej próbować im pomóc. Sądzę, że nie ma w tej kwestii dowódcy.

Jak wytłumaczyłbyś spadek formy Barcelony?
To normalne zjawisko. Od lat tak się dzieje i co ciekawe zawsze ma to miejsce w tym samym miesiącu - w lutym. Nie da się utrzymać tak wysokiego poziomu przez cały sezon. Na to nakładają się jeszcze kontuzje. Jednak najważniejsze jest, że wszyscy podejmujemy wyzwania, które są przed nami i staramy się je pokonywać. Wiemy, że wszystkie chwile w końcu przemijają, zarówno te dobre, jak i te złe. Trzeba się umieć w tym odnaleźć..

Może to kwestia zbytniego rozluźnienia?
Wszystkie mecze, które się rozegrało w końcu wystawiają ci rachunek do zapłacenia. Wysiłek fizyczny i psychiczny w tym sporcie jest ogromny i przychodzi taki moment, w którym zaczynasz sobie trochę gorzej radzić. Jednego nigdy nie możemy zrobić - zwątpić w nasze wątpliwości, bo w ostateczności wszyscy są przeciwko Barcelonie.

Wszyscy są przeciwko Barcelonie?
Wszyscy, gdy tylko pojawia się na to najmniejsza szansa, pragną ogłosić koniec cyklu. To zrozumiałe, że denerwują ich zwycięstwa Barçy. Gdybyśmy niczego nie wygrali nikt by o nas nie mówił. Ale staliśmy się wielką ekipą, uznano nas za najlepszych w XXI wieku. To nie ułatwia dalszej walki. Teraz trzeba kontynuować tę ścieżkę. Potem przyjdzie czas na radość.

Lata mijają a podstawowa jedenastka na najważniejsze spotkania wciąż pozostaje ta sama...
Ci zawodnicy wywalczyli sobie w niej miejsce, wywalczyli je swoją pracą, zaangażowaniem i doświadczeniem. W każdym razie ja nie uważam, że podstawowa jedenastka jest najważniejszą kwestią. Wszyscy jesteśmy tak samo ważni. W końcu na fotografii z pucharem jest cały zespół.

Czy Bayern jest najgorszym rywalem na jakiego mogliście trafić?
Ludzie bardzo się boją tego dwumeczu. Ja lubię trudne wyzwania, lubię mierzyć się z najlepszymi. To jest wyzwanie, które nas czeka - musimy udowodnić, że zasługujemy na to żeby pojechać na Wembley. Jeśli tego nie zrobimy, to znaczy, że nie powinniśmy się tam znaleźć.

Będziesz musiał powstrzymać Ribéry'ego...
Lubię trudne wyzwania. To mnie nie martwi, przeciwnie, cieszę się z tego powodu. Będzie trzeba grać bardzo ostrożnie ale także pogonić go czasem pod własną bramkę żeby sprawdzić czy to mu się spodoba...

Po raz pierwszy od długiego czasu nie jesteście faworytami?
To mnie cieszy, ponieważ dzięki temu nie gramy tak automatycznie, jesteśmy bardziej uważni. Najmniejszy błąd może mieć ogromne konsekwencje. Dwa razy teoretycznie wylosowaliśmy łatwych przeciwników i skończyliśmy tak... [wykonuje gest podrzynania gardła i śmieje się]. Milan to historyczna drużyna. Są świetni nie tylko dlatego, że wyglądają dobrze i są z Włoch. To jedna z drużyn, które najwięcej razy w historii sięgnęły po Ligę Mistrzów. To zasługuje na ogromny szacunek. Z kolei PSG ma wspaniałych piłkarzy. Ale ludzie lubią odwracać kota ogonem.

Wydaje się, że presja spoczywa teraz na Bayernie...
Nie możemy ulec złudzeniu, że cokolwiek jest tu pewne. Ani to, co złe, ani to, co dobre. Zmierzymy się z bardzo wymagającym rywalem. Ale z pewnością jeśli zadać to samo pytanie piłkarzom Bayernu odpowiedzieliby podobnie. Siły są wyrównane.

Wyobrażałeś sobie, że będziesz dla Barçy tym, kim jesteś?
Nigdy nie sądziłem, że będzie tak cudownie. Miałem nadzieję, że uda mi się pomóc drużynie dodając jej trochę dynamiki. Jednak nigdy nie sądziłem, że uda mi się z Barceloną wygrać to wszystko, co zdobyłem.

Czy widziałbyś się poza Barçą?
Mam wrażenie, że niektórzy chcieliby mnie tam widzieć, ale ja do nich nie należę.

Kto chciałby cię widzieć poza Barceloną?
Nie mam pojęcia. Można o tym czasem przeczytać w prasie. Ktoś ma w tym swój interes, ale nie wiem kto.

I dlaczego sądzisz, że ktoś chciałby się ciebie pozbyć z Barçy?
Ponieważ nie gram na takim poziomie, jaki prezentowałem przez pierwsze trzy i pół sezonu. Zastanawiałem się, co się ze mną stało i wygląda na to, że straciłem ciągłość przez kontuzje. Zacząłem wątpić w to, czy będę jeszcze w stanie grać tak, jak kiedyś. Wtedy z jakiegoś powodu pojawiły się te informacje. Starałem się zachować spokój. Uważam, że dzięki pracy można osiągnąć wszystko. Zawsze mówiłem prezydentowi, że jeśli przyjdzie dzień, w którym nie będzie mnie chciał w Barcelonie wystarczy, że mi o tym powie. On zawsze był ze mną szczery i ja także jestem. Nie miałem zamiaru nic mówić dopóki nie pojawiły się sygnały, które zaczęły mnie martwić. Wtedy reaguję.

Coś musi cię naprawdę dotknąć żebyś zareagował?
Nie! Wcale tak nie jest. Chciałem to wszystko zakończyć ale sprawy posunęły się trochę za daleko. Wiem co znaczy gra w tej drużynie. Wiem, że to nie jest miejsce, w którym jesteś w stanie utrzymać się tanim kosztem. Tutaj nie da się grać samodzielnie. Tutaj trzeba wygrywać. Nie jesteśmy już dziećmi, które grają dla zabawy i jeśli przegrają to nic się nie dzieje. Tutaj, jeśli nie wygrywasz, sprawy zaczynają przybierać taki właśnie obrót.

Czy taka brutalna szczerość dużo cię kosztuje?
To nie ma znaczenie, nic mnie nie kosztuje. Tak zostałem wychowany: zawsze trzeba być szczerym, nie ma znaczenia, co ludzie sobie o tobie pomyślą.

Źródło: El Pais

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz