El País: Ile czasu spędzasz przed lustrem
przygotowując się do wyjścia z domu?
Dani Alves: Przygotowanie się nie
zajmuje mi dużo czasu, ale wybranie ubrania tak. Jestem osobą, która
bardzo dba o estetykę, lubię to. Zawsze interesowała mnie stylistyka,
także wtedy kiedy miałem mniejsze możliwości, by o nią dbać, niż teraz.
Problemy ekonomiczne, z którymi się wtedy borykaliśmy
stymulowały naszą kreatywność. Jeśli nie byliśmy w stanie kupić piłki
robiliśmy ją sami z worków na śmieci albo skarpet. Bramki robiło się z
dwóch kamieni albo butów. To były dobre czasy.
Kto był twoim idolem w dzieciństwie?
To normalne, że dzieci lubią napastników. W końcu to oni
strzelają bramki. Czasem idolami są też dziesiątki. Mój przypadek był
specyficzny, ponieważ grając jako napastnik uwielbiałem Cafú. Grał w
drużynie, której jestem kibicem (São Paulo). Podobał mi się jego styl
gry. Kiedy usłyszałem jego historię i to, że pochodzi z biednej rodziny,
jego osoba zafascynowała mnie jeszcze bardziej. Tak czasem układa się w
życiu - ja również skończyłem jako boczny obrońca.
Biorąc pod uwagę twoją przeszłość na pozycji napastnika, czy koledzy często muszą krzyczeć na ciebie żebyś wrócił do obrony?
W naszej drużynie wspaniałą rzeczą jest szacunek.
Wszyscy wiedzą co powinni robić i starają się wykonywać to jak
najlepiej. Nikt nie musi nikomu o niczym przypominać.
Czy Piqué przejął dowodzenie formacją obronną?
Nie ma potrzeby personalizowania tej kwestii. Jesteśmy jedną drużyną. Jedynym, który nami dowodzi jest Míster.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jakie znaczenie ma nasz klub, nie
tylko na płaszczyźnie sportowej, ale także jako organizacja. Musimy
wiedzieć gdzie są nasi koledzy na boisku i jak najwydajniej próbować im
pomóc. Sądzę, że nie ma w tej kwestii dowódcy.
Jak wytłumaczyłbyś spadek formy Barcelony?
To normalne zjawisko. Od lat tak się dzieje i co ciekawe
zawsze ma to miejsce w tym samym miesiącu - w lutym. Nie da się
utrzymać tak wysokiego poziomu przez cały sezon. Na to nakładają się
jeszcze kontuzje. Jednak najważniejsze jest, że wszyscy podejmujemy
wyzwania, które są przed nami i staramy się je pokonywać. Wiemy, że
wszystkie chwile w końcu przemijają, zarówno te dobre, jak i te złe.
Trzeba się umieć w tym odnaleźć..
Może to kwestia zbytniego rozluźnienia?
Wszystkie mecze, które się rozegrało w końcu wystawiają
ci rachunek do zapłacenia. Wysiłek fizyczny i psychiczny w tym sporcie
jest ogromny i przychodzi taki moment, w którym zaczynasz sobie trochę
gorzej radzić. Jednego nigdy nie możemy zrobić - zwątpić w nasze
wątpliwości, bo w ostateczności wszyscy są przeciwko Barcelonie.
Wszyscy są przeciwko Barcelonie?
Wszyscy, gdy tylko pojawia się na to najmniejsza szansa,
pragną ogłosić koniec cyklu. To zrozumiałe, że denerwują ich zwycięstwa
Barçy. Gdybyśmy niczego nie wygrali nikt by o nas nie mówił. Ale
staliśmy się wielką ekipą, uznano nas za najlepszych w XXI wieku. To nie
ułatwia dalszej walki. Teraz trzeba kontynuować tę ścieżkę. Potem
przyjdzie czas na radość.
Lata mijają a podstawowa jedenastka na najważniejsze spotkania wciąż pozostaje ta sama...
Ci zawodnicy wywalczyli sobie w niej miejsce, wywalczyli
je swoją pracą, zaangażowaniem i doświadczeniem. W każdym razie ja nie
uważam, że podstawowa jedenastka jest najważniejszą kwestią. Wszyscy
jesteśmy tak samo ważni. W końcu na fotografii z pucharem jest cały
zespół.
Czy Bayern jest najgorszym rywalem na jakiego mogliście trafić?
Ludzie bardzo się boją tego dwumeczu. Ja lubię trudne
wyzwania, lubię mierzyć się z najlepszymi. To jest wyzwanie, które nas
czeka - musimy udowodnić, że zasługujemy na to żeby pojechać na Wembley.
Jeśli tego nie zrobimy, to znaczy, że nie powinniśmy się tam znaleźć.
Będziesz musiał powstrzymać Ribéry'ego...
Lubię trudne wyzwania. To mnie nie martwi, przeciwnie,
cieszę się z tego powodu. Będzie trzeba grać bardzo ostrożnie ale także
pogonić go czasem pod własną bramkę żeby sprawdzić czy to mu się
spodoba...
Po raz pierwszy od długiego czasu nie jesteście faworytami?
To mnie cieszy, ponieważ dzięki temu nie gramy tak
automatycznie, jesteśmy bardziej uważni. Najmniejszy błąd może mieć
ogromne konsekwencje. Dwa razy teoretycznie wylosowaliśmy łatwych
przeciwników i skończyliśmy tak... [wykonuje gest podrzynania gardła i śmieje się].
Milan to historyczna drużyna. Są świetni nie tylko dlatego, że
wyglądają dobrze i są z Włoch. To jedna z drużyn, które najwięcej razy w
historii sięgnęły po Ligę Mistrzów. To zasługuje na ogromny szacunek. Z
kolei PSG ma wspaniałych piłkarzy. Ale ludzie lubią odwracać kota
ogonem.
Wydaje się, że presja spoczywa teraz na Bayernie...
Nie możemy ulec złudzeniu, że cokolwiek jest tu pewne.
Ani to, co złe, ani to, co dobre. Zmierzymy się z bardzo wymagającym
rywalem. Ale z pewnością jeśli zadać to samo pytanie piłkarzom Bayernu
odpowiedzieliby podobnie. Siły są wyrównane.
Wyobrażałeś sobie, że będziesz dla Barçy tym, kim jesteś?
Nigdy nie sądziłem, że będzie tak cudownie. Miałem
nadzieję, że uda mi się pomóc drużynie dodając jej trochę dynamiki.
Jednak nigdy nie sądziłem, że uda mi się z Barceloną wygrać to wszystko,
co zdobyłem.
Czy widziałbyś się poza Barçą?
Mam wrażenie, że niektórzy chcieliby mnie tam widzieć, ale ja do nich nie należę.
Kto chciałby cię widzieć poza Barceloną?
Nie mam pojęcia. Można o tym czasem przeczytać w prasie. Ktoś ma w tym swój interes, ale nie wiem kto.
I dlaczego sądzisz, że ktoś chciałby się ciebie pozbyć z Barçy?
Ponieważ nie gram na takim poziomie, jaki prezentowałem
przez pierwsze trzy i pół sezonu. Zastanawiałem się, co się ze mną stało
i wygląda na to, że straciłem ciągłość przez kontuzje. Zacząłem wątpić w
to, czy będę jeszcze w stanie grać tak, jak kiedyś. Wtedy z jakiegoś
powodu pojawiły się te informacje. Starałem się zachować spokój. Uważam,
że dzięki pracy można osiągnąć wszystko. Zawsze mówiłem prezydentowi,
że jeśli przyjdzie dzień, w którym nie będzie mnie chciał w Barcelonie
wystarczy, że mi o tym powie. On zawsze był ze mną szczery i ja także
jestem. Nie miałem zamiaru nic mówić dopóki nie pojawiły się sygnały,
które zaczęły mnie martwić. Wtedy reaguję.
Coś musi cię naprawdę dotknąć żebyś zareagował?
Nie! Wcale tak nie jest. Chciałem to wszystko zakończyć
ale sprawy posunęły się trochę za daleko. Wiem co znaczy gra w tej
drużynie. Wiem, że to nie jest miejsce, w którym jesteś w stanie
utrzymać się tanim kosztem. Tutaj nie da się grać samodzielnie. Tutaj
trzeba wygrywać. Nie jesteśmy już dziećmi, które grają dla zabawy i
jeśli przegrają to nic się nie dzieje. Tutaj, jeśli nie wygrywasz,
sprawy zaczynają przybierać taki właśnie obrót.
Czy taka brutalna szczerość dużo cię kosztuje?
To nie ma znaczenie, nic mnie nie kosztuje. Tak zostałem
wychowany: zawsze trzeba być szczerym, nie ma znaczenia, co ludzie
sobie o tobie pomyślą.
Źródło: El Pais
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz