Thierry Henry (36 lat) nie zapomina o Barcelonie. Do klubu ze
stolicy Katalonii miał przybyć już w 2006 roku, jednak porażka w finale
Ligi Mistrzów sprawiła, że Arsène Wenger jeszcze tej samej nocy w
Paryżu namówił go do pozostania w klubie z Londynu o rok dłużej. To
miało ukoić rany po przegranej. I tak na Camp Nou utalentowany Francuz
zawitał rok później i tym samym dołączył do składu, który zmierzał w
stronę autodestrukcji. Titi przetrzymał jednak ten trudny rok i, jak się
później okazało, opłaciło się, gdyż stał się częścią drużyny przez
wielu uważanej za najlepszą w historii.

Przy okazji prezentacji nowych butów marki Puma, której jest twarzą, zajrzał do redakcji Mundo Deportivo i opowiedział kilka szczegółów ze swojej kariery, a także wypowiedział się na temat jutrzejszego meczu Barcelony w Lidze Mistrzów.
Grałeś 3 lata w Barcelonie, dwa z nich pod wodzą Guardioli. Jak wpłynął na twoją karierę obecny trener Bayernu Monachium?
Dla mnie osobiście to Wenger jest jak ojciec. Pod tym względem jest niezagrożony. Ale muszę przyznać, że Pep był niesamowity. Z czysto profesjonalnego punktu widzenia to najlepszy szef jakiego miałem. Wprowadzał dyscyplinę i miał jasną wizję gry. Wszystko było zaplanowane od początku do końca. Nic nie zostawiał przypadkowi. Zawsze był o krok przed innymi. Zarówno on, jak i Wenger są dla mnie odnośnikami. Są wyjątkowi.
Przybyłeś do drużyny, która była bardzo dobra, ale wkraczała w okres dekadencji. Jak Guardiola sprawił, że wyszliście na prostą?
Zaufał nam. A my, poprzez pracę, uwierzyliśmy w siebie. Zaczęliśmy zdobywać gole po rzutach rożnych i wolnych. On zawsze był liderem, mózgiem naszej gry. Zaczął wygrywać i tak pozostało. A to nie łatwe podtrzymać sukcesy. Ostatecznie przywrócił Barcelonie miejsce, które jej się należy.
Czuje się pan istotną częścią historii Barcelony?
Wszyscy wiedzą, jak wyjątkowy jest w moim życiu Arsenal, ale miałem szczęście, że mogłem być częścią tego klubu. Myślę, że dziś nikt nie poddaje wątpliwościom moich uczuć wobec Barçy. Uważam się za kibica Barcelony i Arsenalu.
Barcelona była taka, jaką ją pan sobie wyobrażał przed transferem?
Pamiętam rozmowę, którą odbyłem z Pepem. Pierwszy rok to była katastrofa, oczywiście dla Barçy. Walczyliśmy o ligę jeszcze na trzy, cztery kolejki przed końcem. Dotarliśmy do półfinału Pucharku Króla, gdzie mierzyliśmy się z Valencią oraz do 1/2 Ligi Mistrzów, gdzie graliśmy z Manchestrem. Byliśmy o gol od awansu. Dla większości klubów to byłby dobry sezon, ale nie dla Barçy. Pep powiedział do mnie: „Poczekaj, aż wygramy..." Po tym nadeszła era Barçy 6 pucharów i zobaczyłem, że Guardiola miał rację.
6 tytułów w jeden rok to wyczyn nie do powtórzenia?
Powiem, że na daną chwilę tylko Barca, albo Bayern są w stanie tego dokonać. To jest coś co można tylko powtórzyć, ale nie pobić.
I obecna Barça jest w stanie to osiągnąć?
Myślę, że tak. Pomimo nierówności to wciąż niesamowita drużyna. No i mają Messiego...
Zawsze opowiadam moim przyjaciołom o tamtym meczu, w którym pokonaliśmy Real 6:2 na Barnabeu. To coś niezapomnianego, zwłaszcza ze względu na echo jakim się odbiło. To, jak kibice świętowali nasze zwycięstwo naprawdę zostało mi w sercu. Zdałem sobie sprawę, że jestem w wyjątkowym klubie. Xavi i Puyol tłumaczyli mi ile to będzie znaczyło, jeśli pokonamy Real Madryt. Ale wygrać u nich, widzieć ich złość i desperację... Po tym zrozumiałem ile znaczy pokonać Real i to w taki sposób. Zobaczyłem, że ta rywalizacja jest ponad wszystko. Kiedy nad ranem wróciliśmy do Barcelony okolice lotniska były pełne ludzi. Czekali na nas i świętowali zwycięstwo, chociaż jeszcze nie zdobyliśmy żadnego tytułu...
Przed wami była jeszcze Liga Mistrzów.
Dokładnie. Barça dała mi coś, czego nie miałem - Ligę Mistrzów, a potem Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwa Świata. I to grając niesamowity futbol.
Publiczność na Camp Nou jest bardzo wymagająca?
Nauczyłem się, że musisz wygrywać i to grając dobrze. Jeśli nie zagrasz w odpowiednim tempie, nawet jak masz 5 punktów przewagi w tabeli, kibice dadzą ci to do zrozumienia. Chcą, żebyś sprawił, że będą cieszyć się dobrym futbolem. Dlatego móc wrócić po wygranym 6:2 meczu i poczuć wdzięczność tylu wymagających kibiców to coś, czego nigdy nie zapomnę. Wszystkim mówię, że trzeba przeżyć El Clásico. Nie ma nic ponad to, jeśli chodzi o rywalizację.
Naprawdę uważasz, że Barça to klub inny niż wszystkie?
Bez wątpienia. Mogę powiedzieć, że to w istocie „mes que un club". Są ludzie, którzy tego nie rozumieją i nie podzielają, ale kiedy Barça zwycięża zmieniają się nastroje w całej Katalonii. Nie w jakieś części Barcelony, czy regionu, ale wszędzie w Katalonii. Wprawdzie są inne drużyny, ale nie wywierają one tak silnego wpływu na ludzi jak zwycięstwa Barçy. Katalonia jest szczęśliwa, kiedy Barça zwycięża, a wieczór na Camp Nou podczas meczu Ligi Mistrzów jest naprawdę oszałamiający.
Było coś, co cię szczególnie zaskakiwało w codziennym życiu klubu?
Z pewnością był to poziom treningów. Wracałem do domu i opowiadałem kolegom jak to jest trenować codziennie u boku Xaviego, Messiego, Iniesty, Eto'o, czy Ronaldinho. Już sam trening z drużyną Barçy to zaszczyt. Codzienna lekcja, za którą się tęskni.
A Messi?
Nie da się go opisać słowami. Jest z innego świata, bez wątpienia najlepszy. Wiedzieć go codziennie obok siebie to coś wspaniałego. Robi niewyobrażalne rzeczy. Nie wiem jak daleko będzie jeszcze w stanie zajść w swojej karierze, ale z pewnością jest niesamowitym piłkarzem.
Jak widzisz dwumecz w Lidze Mistrzów pomiędzy Barçą i Manchestrem City?
Będzie ciężko. Manchester City jest w tym roku lepszy, niż kiedykolwiek. Zrobili duży postęp i pokazują to na co dzień w Premier League. Ale uważam także, że jest to rywal, który ze względu na swój styl gry, może podpasować Barcelonie. Oni nie zamykają się z tyłu, co może sprawić, że Barça będzie czuła się dobrze szukając przestrzeni, co jak wiadomo, najbardziej jej pasuje. Ja będę oglądał ten mecz w telewizji, oczywiście kibicując Barcelonie, jako jeden kibic więcej.
Twoje serce na pierwszym miejscu należy do Arsenalu. Czy to może być w końcu ich rok?
Oby! Pomimo dotkliwej porażki z Liverpoolem rozgrywają naprawdę dobry sezon. Wenger zasłużył na jakąś rekompensatę za tr wszystkir lata pracy. Jednak rywalizacja w Premier jest bardzo zacięta. Arsenal, City i Chelsea dzieli mała różnica punktów. Oczywiście to byłaby ogromna radość, jeśli zdobylibyśmy tytuł. W Lidze Mistrzów mieliśmy dużo pecha, że trafiliśmy na Bayern, ale nie można się poddawać.
Kto był dla ciebie piłkarskim wzorem?
Mój ojciec był pierwszą osobą, która mnie zainspirowała. Jak to zwykle dzieci, chciałem mu się odwdzięczyć i uczynić go szczęśliwym. Później, już w profesjonalnym futbolu, tym, którego najbardziej podziwiałem, był Marco Van Basten. To kompletny napastnik - podawał i strzelał.
Jak widzisz swoją przyszłość?
Został mi rok kontraktu i jak na razie czuję się dobrze. Jestem w formie. Cieszę się grą, a co będzie po tym roku, to jeszcze zobaczymy. Ty sam wiesz, kiedy nadchodzi moment, kiedy trzeba odejść. Kiedy to poczuję, to dam sobie spokój, ale jeszcze nie teraz. A kiedy już przestanę grać, czuję, że w jakiś sposób pozostanę związany z futbolem.
Swoją przyszłość z pewnością wiążesz z Londynem, zgadza się?
Bardzo podoba mi się w Nowym Jorku, ale moje życie jest w Londynie. Tam mam córkę, dom. Myślę, że tam jest też moja przyszłość, ale na daną chwilę jeszcze tego nie wiem. Decyzje zawsze ciężko się podejmuje, ale mam na nie czas to zakończenia kariery.
Źródło: Mundo Deportivo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz