Od uwielbienia w Argentynie, przez wspaniałe momenty wraz z reprezentacją Albicelestes,
 po życzenia powrotu do zdrowia Abidala i Tito Vilanovy w tej niezwykłej
 rozmowie. Zapraszam do czytania.
Leo, to już 6 lat odkąd regularnie pojawiasz się na gali 
wręczenia nagród Złotej Piłki. Człowiek przyzwyczaja się do tego typu 
uroczystości, czy to wciąż pozostaje dla ciebie czymś nowym?
Nie,
 prawda jest taka, że nie przyzwyczaiłem się. Nawet jeśli wydaje się, że
 wszystkie tego rodzaju wydarzenia są do siebie podobne, albo 
praktycznie takie same, każdego roku jest inaczej. Fakt bycia tutaj za 
każdym razem jest inny, jednak uczucia, które temu towarzyszą zawsze są 
bardzo miłe. To również dowód na to, że robisz coś dobrze.
Pewnie
 wiele rzeczy się zmieniło w twoim życiu prywatnym , od czasów chłopca, 
który przybył tu po raz pierwszy, zawstydzony, w długich włosach, aż do 
dzisiejszego Leo Messiego, prawda?
Mnóstwo! To prawda. 
Wydarzyło się bardzo wiele, cały czas dorastałem, zarówno piłkarsko, jak
 i prywatnie. Minęło wiele lat. Pierwszy raz kiedy tu przybyłem miałem 
pewnie 18 albo 19 lat. Od tamtej pory cały czas dojrzewałem, 
kształtowałem swoją osobowość oraz karierę. Zmieniło się bardzo dużo.
Diego
 Maradona zawsze wspomina, że w 2008 roku zabronił ci ponownie być 
„tylko" drugim w klasyfikacji Złotej Piłki. Czy naprawdę tak było?
Szczerze
 mówiąc to nawet nie pamiętam kiedy to było, jak Diego mi to powiedział 
(śmieje się), ale rzeczywiście od tamtej pory miałem to szczęście, że 
udało mi się wygrać trzy kolejne nagrody. Sama możliwość bycia tutaj to 
już coś naprawdę wielkiego. Móc stanąć po raz kolejny w tej trójce, obok
 Andrésa i Ronaldo, jest niewiarygodne.
Ustanowiłeś nowy rekord zdobywając 91 goli w 2012 roku. Jeśli miałbyś wybrać jednego z nich, który by to był?
Jak
 zawsze mówiłem, ja zapamiętuję gole bardziej ze względu na ich 
znaczenie, niż to czy były piękne, czy nie. Bramki z finałów, w tym 
przypadku  ta, którą strzeliłem Athleticowi Bilbao w Pucharze Króla, 
byłaby tą najważniejszą. 
Jeśli osobiście miałbyś wyróżnić jeden moment w roku, co by to było?
Myślę,
 ze to ogólnie był dobry rok. Nawet jeśli wolałbym wygrać więcej tytułów
 w klubie, uważam, że to był pozytywny rok z reprezentacją Argentyny.  
To także było dla nas ważne i to jest rzecz, którą najbardziej bym 
wyróżnił. Wielki rok dla reprezentacji po długim czasie, kiedy wiele 
rzeczy nam się nie układało.
Co się zmieniło, że reprezentacja w końcu osiągnęła taki poziom?
Zmieniła
 się sama reprezentacja. Czy rzeczy układają się dobrze zależy od 
wszystkich, nie tylko od jednego zawodnika.  To nie było tak, że tylko 
mi coś nie wychodziło, cała reprezentacja nie miała się dobrze z jakieś 
powodu. Ale jak pewnego razu zaczęliśmy wygrywać, przyszły wyniki i 
wszystko stało się łatwiejsze. Kibice są z nami, prasa już tak nie 
krytykuje, każdy pracuje inaczej, z większym spokojem. Do tego trzeba 
dodać też, że rywale inaczej do ciebie podchodzą kiedy wygrywasz. 
Zmieniły się wyniki, nic więcej.
Teraz czujesz uwielbienie kiedy wracasz do domu?
Prawda
 jest taka, że czuję. Dzięki Bogu mieliśmy okazję grać nie tylko w 
stolicy, ale wielu innych miejscach kraju i to, jak zachowywali się 
ludzie wobec mnie było niesamowite. Nie tylko w stosunku do mnie, ale do
 całej reprezentacji. My szukaliśmy tego poprzez naszą grę i wyniki. 
Zaraziliśmy tym ludzi i prawda taka, że jesteśmy teraz bardziej 
zjednoczeni niż kiedykolwiek.
W 2012 roku zdobyłeś wiele hat-tricków. Czy ten przeciwko Brazylii był najbardziej wyjątkowy ze wszystkich?
Hat-tricki
 zawsze są wyjątkowe, prawda? Pomijając to jak strzelone, przeciwko komu
 oraz fakt, że był to mecz towarzyski, tamte gole były więcej niż 
wyjątkowe. Ale już samo strzelanie goli to przyjemność, nieważne czy 
Brazylii, czy komukolwiek innemu.
Wracając do Barcelony, 
odejście Pepa Guardioli budziło wiele wątpliwości w prasie, ale drużyna 
pozostała nienaruszona. Czy coś się zmieniło z przyjściem Tito Vilanovy?
Tak,
 oczywiście. Sposób pracy i przygotowywania meczów jest taki sam. Jednak
 to co się zmieniło to to, że Tito i Pep maja odmienne osobowości, inne 
podejście do kierowania grupą. Każdy z nich ma swój styl bycia, swoje 
idee, ale jeśli chodzi o samą grę, treningi, to jest to samo, co 
robiliśmy w ciągu tych 4 ostatnich lat.
To był wyjątkowy 
rok jeśli chodzi o wszystkie sprawy pozafutbolowe. Odejście Pepa, 
choroby Érica Abidala i Tito Vilanovy. Jak to wszystko wpłynęło na tak 
zjednoczoną szatnię jak wasza?
Muszę przyznać, że źle. Ledwo
 co uporaliśmy się z jednym, zaraz przychodziło następne i to coś, co 
stoi ponad samą grą czy wynikami. Zdarzają się naprawdę przykre 
sytuacje. Dużo nas to kosztowało, ale zawsze udawało nam się jakoś to 
przezwyciężyć. Przez cały czas byliśmy razem i dzięki Bogu skończyło się
 dobrze, zarówno z Abidalem jak i z Tito. Pomimo tego, że cały czas musi
 poddawać się kuracji, wygląda na to, że wszystko będzie dobrze.  I to 
jest najważniejsze.
Przejdźmy teraz to przyjemniejszych 
rzeczy i porozmawiajmy o lidze. Jak uświadomić sobie, że wszystko nie 
jest jeszcze przesądzone, gdy ma się taką przewagę nad resztą rywali?
My
 po prostu zdajemy sobie z tego sprawę i wiemy, że do końca pozostało 
jeszcze wiele meczów. Liga jest zależna od nas ze względu na przewagę 
jaka mamy i to jak graliśmy, ale nie możemy się rozluźnić. Już wiemy jak
 groźne potrafi być Atlético Madryt po tym, jak się z nimi mierzyliśmy. 
To wielka drużyna. Realu Madryt też nigdy nie można przekreślać, oni 
będą walczyć do końca i już nieraz odrobili do nas dużą stratę. Nie 
rozprężamy się, ale wierzymy w to, że nie będziemy mieć problemów, aby 
dalej podążać tą drogą. 
Jeśli
 jest coś w twojej grze, poza oczywistymi i widocznymi rzeczami, z 
pewnością jest to twoja zdolność do walki o piłkę. Nigdy nie dajesz za 
wygraną. Czy z tym się rodzi, czy można się tego nauczyć?
Mówiąc
 prawdę, całe życie taki byłem, od małego. Zawsze starałem się podążać 
za piłką, nieważne co się stanie i dziś cały czas staram się tak grać. 
Każdego roku chcę dojrzewać, nie stać w miejscu, poprawiać się w każdym 
możliwym piłkarskim aspekcie. Ale akurat nad tym nie pracowałem, jest to
 częścią mnie.
Na pożegnanie, chcielibyśmy zapytać o ostatnią rzecz. Czego życzyłeś sobie podczas noworocznego toastu?
Teraz
 oczywiście moim największym priorytetem stał się mój syn. To była dla 
mnie bardzo miła zmiana w życiu. Teraz on jest na pierwszym miejscu. 
Późniłem prosiłem o to, żeby Tito i Abidal mieli to raz na zawsze za 
sobą i mogli żyć w zdrowiu. Tego życzę także sobie, mojej rodzinie i 
moim przyjaciołom. Później oczywiście, jeśli chodzi o sprawy sportowe, 
obyśmy mogli cieszyć się z kolejnego tytułu, do czego nieustannie 
staramy się dążyć. 

 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz